wtorek, 4 marca 2014

Komisarz na wagę złota

Od minionej soboty mam postanowienie- jeżdżąc na zawody, będę się dowiadywać wcześniej nie tylko o sędziego, ale i o komisarza! ;)

Zawody w Drzonkowie okazały się ogromną porażką. I nawet nie tyle, że mam na myśli nasz słaby wynik, ale również z powodu tego, co tam zobaczyłyśmy.

Po naszych ostatnich przebiegach podczas Turnieju OBI w Poznaniu, natchnęłam się turbopozytywnością w myśleniu o zawodach. Postanowiłam jak najszybciej udać się już na takie oficjalne, a co! Miałam w głowie wspaniały klimat, organizację, fantastyczną komisarz i świetną sędzinę, a także ludzi, których łączy wspólna pasja. Myślałam, że na takich zawodach mogłabym być co weekend! No i w tym miejscu wspaniały nastrój się kończy, bo 1 marca dotarłyśmy w towarzystwie Hani i Fiesty na zawody w Drzonkowie...

Nie wiem od czego zacząć. Może od miejsca? Starty odbywały się w namiocie o szerokości około 12 kroków. Czyli chodzenie przy nodze odbywało się praktycznie "po ścianach". Chwilę wcześniej skończyła się w nim wystawa, prawdopodobnie były na niej suki z cieczką, bo jeden z psów startujących w 1 po prostu nie był w stanie ogarnąć tego co się wokół niego dzieje. Ogólnie miejsce było BARDZO niesprzyjające startom. Wszystkie psy miały z nim problem, jedne mniejszy, inne większy. Przez bardzo ograniczoną przestrzeń praktycznie wchodziło się na "widzów". Ogólnie panował spory ścisk, takie miałam odczucie podczas swojego startu.

Kolejna sprawa, to KOMISARZ. A raczej jego brak. I to jest dla mnie w ogóle hitem tych zawodów. Po powrocie z Turnieju OBI miałam dużo przemyśleń na temat obecności komisarza podczas zawodów. Dla mnie osobiście obecność Asi Hewelt podczas naszego startu w Poznaniu była nieoceniona! Była dla mnie wsparciem, poprawiała nastrój, ale także informowała dokładnie o tym co się zaraz wydarzy- jest to bardzo ważne w momencie, kiedy skupiam się na psie, a ze stresu nie pamiętam jakie jest następne ćwiczenie. Także wnioski miałam jasne: komisarz na zawodach jest równie ważny jak sędzia.
Wizyta na zawodach w Drzonkowie ukazała mi inny obraz tego jaki komisarz "może być", albo co się dzieje, jeśli go w ogóle nie ma...
W regulaminie obedience jasno jest napisane, że na podczas startu sędziemu ma asystować "komisarz ringu oraz sekretarz", na zawodach w Drzonkowie był "komisarzosekretarz" w postaci jednej osoby.
Następnie w regulaminie czytamy: "Polecenia sędziego oraz wszystkie polecenia dotyczące przebiegu ćwiczeń przekazywane są przez komisarza ringu (...) Przewodnik wprowadza psa na plac ćwiczeń w klasie 0 na smyczy, którą odpina na polecenie komisarza, oddaje komisarzowi ringu i odbiera po zakończeniu programu, względnie przewiesza ją przez lewe ramię na prawo w dół".
Jak było w tym przypadku? Komisarzosekretarz był przekonany, że polecenia wydaje sędzia, więc nie odzywał się podczas startów- w praktyce okazało się, że sędzia też niewiele mówił, bo przecież to rola komisarza. Podczas odprawy komisarzosekretarz nie wiedział, że podczas chodzenia przy nodze, należy się w połowie trasy zatrzymać.
No ale mnie wgniótł w podłogę moment, kiedy odpięłam smycz, żeby zacząć z Tinker zostawanie... Przekonana, że robię dobrze wyciągnęłam w stronę komisarzosekretarza rękę, żeby podać mu smycz, a w odpowiedzi usłyszałam oburzony głos: "Oczywiście, że nie może mi pani dać smyczy, proszę sobie ją przewiesić przez ramię!"- no tak, bo przecież Pan komisarzosekretarz nie jest żadnym "trzymaczem", ani "podawaczem", jest Jaśnie Komisarzosekretarzem! No i zaczęły się schody, bo zgłupiałam, zdenerwowałam się i stwierdziłam, że to co tu się dzieje, jest niemożliwe. A jednak...było możliwe. Pozostali zawodnicy, nauczeni moim opierniczem ze strony Jaśnie Pana, grzecznie przewieszali smycze przez ramię lub rzucali je na ziemię. Dzielnie dygali po swoje koziołki na drugi koniec namiotu ze swoimi zdezorientowanymi psami, a także grzecznie odnosili je na miejsce w takim stresie, że nie pamiętali gdzie położyli smycze. W innych przypadkach zdezorientowane psy podnosiły z ziemi pozostawione wcześniej w pośpiechu koziołki. No i tym sposobem w bardzo NIE przemiłej atmosferze minęły nam zawody. W związku ze swoim zdenerwowaniem na tą sytuację i tym, że zawsze pluje sobie w brodę, że czegoś komuś nie powiedziałam, a mogłam- po to żeby nie wracać do domu z myślami, dlaczego nic nie powiedziałam szanownemu komisarzosekretarzowi- poszłam na pogawędkę. Mówię, że nie w porządku było jego zachowanie, bo w regulaminie jest jasno napisane, że mogę oddać mu smycz na czas startu. No i ku mojemu zdziwieniu (a może zażenowaniu?) dowiedziałam się, że ów Pan nie zna dobrze regulaminu, bo "nie był na zawodach obedience kilka lat i nikt inny nie chciał komisarzować podczas tych zawodów, więc on musiał".
Pozostawiam to bez dalszych komentarzy.

Teraz o naszym starcie. Było kiepściutko. Tinker bardzo niepewnie czuła się w namiocie. Nie była zadowolonym labradorem. No widziałam, że żadna z nas nie czuje się dobrze w sytuacji, w której się znalazłyśmy.

1. Socjalizacja- było fantastycznie. Trochę krzywo usiadła, ale utrzymała pozycję, wyczekała sędziowskie głaskanki. Jestem bardzo zadowolona (socjalizacja śni mi się po nocach- Tinker skacze na sędziego i liże go po twarzy :P ). 9,5pkt.
2. Zostawanie. Tu zaczęły się schody, bo ja się zgasiłam odmową komisarzosekretarza, więc zakręcona wydałam komendę do położenia się i odeszłam. Stoję i stoję, patrzę na minę Hani, która znajdowała się na przeciwko mnie i już wiem co się stało. Tinker wstała! Cieszę się, że nie byłam sama na tych zawodach, bo mam wrażenie, że sędzia w ogóle nie miał zamiaru poinformować mnie o tym co się stało. Odwróciłam się więc sama i wróciłam do panny foczki. Okazało się, że po moim odejściu Tinker czegoś się wystraszyła, podniosła się, odeszła kilka kroków w bok i usiadła. Już wcześniej wiedziałam, że coś dziwnego jest przy tym pachołku, ale nie spodziewałam się takiego numeru. 0 pkt.
3. Chodzenie przy nodze bez smyczy i na smyczy. Jak dla mnie całkiem nieźle. Jestem zadowolona. Czułam, że mamy kontakt, a foczka jakoś szczególnie nie odpływa. 8pkt. za każde.
4. Przywołanie. Zaczynało się ono od feralnego pachołka do zostawania. No i co się wydarzyło? Tinker została, ale przywołana ominęła go szerokim łukiem. Dobiegła i ładnie się dostawiła. 7pkt.
5. Aport. Za wolno. Widziałam, że Tinker już robi to tylko, żeby zrobić, ale nie jest zadowolona. Jednak było prosto do celu i z powrotem, krzywe zakończenie. 7pkt.
6. Przeszkoda. Tinker dostawiła się, ale nie usiadła od razu. Reszta ok. 8pkt.
7. Zmiany pozycji. Było o wiele lepiej niż ostatnio. Wolne warowanie, ale bardzo ładny siad. 9pkt.

W rezultacie ocena bardzo dobra i miejsce 3.
 



(fot. Asia Szumer)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz