wtorek, 25 marca 2014

Ciężka praca w modelingu

Wczoraj przybył do nas nietypowy gość, który w moment skradł Mustakowe serce. O kim mowa? O Martynie Ożóg z Animal Snapshots, która odwiedziła nas w celach spacerowo, głaskankowo, fotograficznych ;) Psy były zachwycone z wizyty "nowej cioci", która jest bardzo pieskolubną osobą. Okazuje się, że z tego wspólnie spędzonego czasu wyszły istne czary! Na facebookowym profilu Martyny pojawiają się stopniowo coraz to nowe zdjęcia moich psiurów. Co tam będę się rozpisywać- zobaczcie sami, są naprawdę piękne!

Link do albumu ze zdjęciami na facebooku: Album Musto&Tinkerbell

A tu kilka ulubionych:




poniedziałek, 17 marca 2014

Seminarium obedience 15-16.03.2014

Wczoraj wróciłyśmy z seminarium obedience. Prowadziła je totalnie ceniona przeze mnie zawodniczka, czyli Asia Hewelt.
Jechałam na spotkanie z nią mając w głowie kilka pytań: Czy nasze zmiany pozycji już są tak sknocone, że nie ma dla nas ratunku? Co jest nie tak z moim sposobem nagradzania (bo widziałam, że zawalam sprawę)? Jak dopracować kontakt przy naszym zawracaniu? No i to był właśnie plan na weekend, którego realizacja miała mnie uszczęśliwić i pomóc w dalszych treningach. Stało się jednak trochę inaczej...

A mianowicie przepracowałyśmy to i jeszcze dużo więcej!!! Było fantastycznie. Takiej dawki informacji kompletnie się nie spodziewałam. Wracając miałam odczucie, że wszystkie moje dotychczasowe wątpliwości zostały rozwiane. Nawet te najmniejsze, o które czasem aż głupio zapytać. Także power do treningów jest we mnie ogromny, wrócił zapał i zabieram się za spisywanie planu na najbliższy miesiąc. Wstępnie zabieramy się za:
- Zmiany pozycji. Tym razem Konsekwentnie. I na małe części. Mój babol polega na tym, że nagradzałam też te gorsze wykonania, co poskutkowało tym, że Tinker myślała, że położenie się, to takie właśnie "na trzy razy". Także wiem jak i wszystko w moich rękach. Dodam też do ćwiczeń "pompki" na zmiany pozycji stania i leżenia.
- Obieganie tyczki.
- Wysyłanie do pachołka.
- Ćwiczenia na ładne złapanie aportu. Koziołek i jego chwycenie, to jedna z rzeczy, które dla Tinker są bardzo trudne. Mam wrażenie, że podczas biegu jest tak zachwycona tym, że zaraz dorwie koziołek, że zapomina w niego wcelować ;)
- Ogólnie dużo ćwiczeń na chodzenie przy nodze, zawracanie, skręty, chodzenie do tyłu.
- Zmiany pozycji w ruchu.
- A również dużo mojego chodzenia, bez psa. I ćwiczenia sensownego poruszania się, bo strasznie utrudniałam w tym sprawę Tinker- chodząc jak po kilku piwach ;)

To nie wszystko, poznałyśmy sposoby na niememlanie, ładne dostawianie i wiele innych. Także z seminarium wracałam z ogromną dawką pozytywnych emocji.

Przypomniałyśmy sobie też z Asią nasze pierwsze spotkanie na seminarium obi w Radziejowicach (marzec 2012 roku). Po swoim wejściu z Mustusiem, wyszłam z sali i pobeczałam się, nie mogąc sobie poradzić z tym, że moja praca z psem jest tak niezadowalająca. No i okazało się, że te seminaria są tak okropne, że spotkałyśmy się w ten weekend już czwarty raz- z moich obliczeń wynika, że łącznie przejechałam na seminaria do Asi około 4000 km! :)

A jak w tym wszystkim odnajdywała się Tinker? Prześmiesznie jak zawsze. Widać było, że dopisuje jej humorek i po prostu dobrze się bawi. Obrała sobie za cel pokazanie wszystkim, że mimo panującej teorii, labrador też wie co to znaczy być dynamicznym psem. Nie jest to szybkość teriera, ale oko się i tak cieszy na widok szalonego ogona i podskakującej labki.

Mam na to dowody w postaci nagrania zlepków z seminarium. Ogląda się je szybko, bo są ekhm... szybkie. No i sens czuć jedynie po włączeniu dźwięku ;)




wtorek, 11 marca 2014

2 urodziny Tinker

Dziś Dzwoneczek kończy 2 lata. Jak się okazuje, jest spełnieniem moich psich marzeń. Cierpliwa, pojętna, dobra. Tak, mogę z całą pewnością powiedzieć, że to taki dobry pies. Dzięki niej mogę próbować swoich sił w różnych dyscyplinach i wiem, że nawet jeśli nie będzie widowiskowo, to będzie wesoło. Wielu szczęśliwych lat Ty mój brzydki nochalu!



wtorek, 4 marca 2014

Komisarz na wagę złota

Od minionej soboty mam postanowienie- jeżdżąc na zawody, będę się dowiadywać wcześniej nie tylko o sędziego, ale i o komisarza! ;)

Zawody w Drzonkowie okazały się ogromną porażką. I nawet nie tyle, że mam na myśli nasz słaby wynik, ale również z powodu tego, co tam zobaczyłyśmy.

Po naszych ostatnich przebiegach podczas Turnieju OBI w Poznaniu, natchnęłam się turbopozytywnością w myśleniu o zawodach. Postanowiłam jak najszybciej udać się już na takie oficjalne, a co! Miałam w głowie wspaniały klimat, organizację, fantastyczną komisarz i świetną sędzinę, a także ludzi, których łączy wspólna pasja. Myślałam, że na takich zawodach mogłabym być co weekend! No i w tym miejscu wspaniały nastrój się kończy, bo 1 marca dotarłyśmy w towarzystwie Hani i Fiesty na zawody w Drzonkowie...

Nie wiem od czego zacząć. Może od miejsca? Starty odbywały się w namiocie o szerokości około 12 kroków. Czyli chodzenie przy nodze odbywało się praktycznie "po ścianach". Chwilę wcześniej skończyła się w nim wystawa, prawdopodobnie były na niej suki z cieczką, bo jeden z psów startujących w 1 po prostu nie był w stanie ogarnąć tego co się wokół niego dzieje. Ogólnie miejsce było BARDZO niesprzyjające startom. Wszystkie psy miały z nim problem, jedne mniejszy, inne większy. Przez bardzo ograniczoną przestrzeń praktycznie wchodziło się na "widzów". Ogólnie panował spory ścisk, takie miałam odczucie podczas swojego startu.

Kolejna sprawa, to KOMISARZ. A raczej jego brak. I to jest dla mnie w ogóle hitem tych zawodów. Po powrocie z Turnieju OBI miałam dużo przemyśleń na temat obecności komisarza podczas zawodów. Dla mnie osobiście obecność Asi Hewelt podczas naszego startu w Poznaniu była nieoceniona! Była dla mnie wsparciem, poprawiała nastrój, ale także informowała dokładnie o tym co się zaraz wydarzy- jest to bardzo ważne w momencie, kiedy skupiam się na psie, a ze stresu nie pamiętam jakie jest następne ćwiczenie. Także wnioski miałam jasne: komisarz na zawodach jest równie ważny jak sędzia.
Wizyta na zawodach w Drzonkowie ukazała mi inny obraz tego jaki komisarz "może być", albo co się dzieje, jeśli go w ogóle nie ma...
W regulaminie obedience jasno jest napisane, że na podczas startu sędziemu ma asystować "komisarz ringu oraz sekretarz", na zawodach w Drzonkowie był "komisarzosekretarz" w postaci jednej osoby.
Następnie w regulaminie czytamy: "Polecenia sędziego oraz wszystkie polecenia dotyczące przebiegu ćwiczeń przekazywane są przez komisarza ringu (...) Przewodnik wprowadza psa na plac ćwiczeń w klasie 0 na smyczy, którą odpina na polecenie komisarza, oddaje komisarzowi ringu i odbiera po zakończeniu programu, względnie przewiesza ją przez lewe ramię na prawo w dół".
Jak było w tym przypadku? Komisarzosekretarz był przekonany, że polecenia wydaje sędzia, więc nie odzywał się podczas startów- w praktyce okazało się, że sędzia też niewiele mówił, bo przecież to rola komisarza. Podczas odprawy komisarzosekretarz nie wiedział, że podczas chodzenia przy nodze, należy się w połowie trasy zatrzymać.
No ale mnie wgniótł w podłogę moment, kiedy odpięłam smycz, żeby zacząć z Tinker zostawanie... Przekonana, że robię dobrze wyciągnęłam w stronę komisarzosekretarza rękę, żeby podać mu smycz, a w odpowiedzi usłyszałam oburzony głos: "Oczywiście, że nie może mi pani dać smyczy, proszę sobie ją przewiesić przez ramię!"- no tak, bo przecież Pan komisarzosekretarz nie jest żadnym "trzymaczem", ani "podawaczem", jest Jaśnie Komisarzosekretarzem! No i zaczęły się schody, bo zgłupiałam, zdenerwowałam się i stwierdziłam, że to co tu się dzieje, jest niemożliwe. A jednak...było możliwe. Pozostali zawodnicy, nauczeni moim opierniczem ze strony Jaśnie Pana, grzecznie przewieszali smycze przez ramię lub rzucali je na ziemię. Dzielnie dygali po swoje koziołki na drugi koniec namiotu ze swoimi zdezorientowanymi psami, a także grzecznie odnosili je na miejsce w takim stresie, że nie pamiętali gdzie położyli smycze. W innych przypadkach zdezorientowane psy podnosiły z ziemi pozostawione wcześniej w pośpiechu koziołki. No i tym sposobem w bardzo NIE przemiłej atmosferze minęły nam zawody. W związku ze swoim zdenerwowaniem na tą sytuację i tym, że zawsze pluje sobie w brodę, że czegoś komuś nie powiedziałam, a mogłam- po to żeby nie wracać do domu z myślami, dlaczego nic nie powiedziałam szanownemu komisarzosekretarzowi- poszłam na pogawędkę. Mówię, że nie w porządku było jego zachowanie, bo w regulaminie jest jasno napisane, że mogę oddać mu smycz na czas startu. No i ku mojemu zdziwieniu (a może zażenowaniu?) dowiedziałam się, że ów Pan nie zna dobrze regulaminu, bo "nie był na zawodach obedience kilka lat i nikt inny nie chciał komisarzować podczas tych zawodów, więc on musiał".
Pozostawiam to bez dalszych komentarzy.

Teraz o naszym starcie. Było kiepściutko. Tinker bardzo niepewnie czuła się w namiocie. Nie była zadowolonym labradorem. No widziałam, że żadna z nas nie czuje się dobrze w sytuacji, w której się znalazłyśmy.

1. Socjalizacja- było fantastycznie. Trochę krzywo usiadła, ale utrzymała pozycję, wyczekała sędziowskie głaskanki. Jestem bardzo zadowolona (socjalizacja śni mi się po nocach- Tinker skacze na sędziego i liże go po twarzy :P ). 9,5pkt.
2. Zostawanie. Tu zaczęły się schody, bo ja się zgasiłam odmową komisarzosekretarza, więc zakręcona wydałam komendę do położenia się i odeszłam. Stoję i stoję, patrzę na minę Hani, która znajdowała się na przeciwko mnie i już wiem co się stało. Tinker wstała! Cieszę się, że nie byłam sama na tych zawodach, bo mam wrażenie, że sędzia w ogóle nie miał zamiaru poinformować mnie o tym co się stało. Odwróciłam się więc sama i wróciłam do panny foczki. Okazało się, że po moim odejściu Tinker czegoś się wystraszyła, podniosła się, odeszła kilka kroków w bok i usiadła. Już wcześniej wiedziałam, że coś dziwnego jest przy tym pachołku, ale nie spodziewałam się takiego numeru. 0 pkt.
3. Chodzenie przy nodze bez smyczy i na smyczy. Jak dla mnie całkiem nieźle. Jestem zadowolona. Czułam, że mamy kontakt, a foczka jakoś szczególnie nie odpływa. 8pkt. za każde.
4. Przywołanie. Zaczynało się ono od feralnego pachołka do zostawania. No i co się wydarzyło? Tinker została, ale przywołana ominęła go szerokim łukiem. Dobiegła i ładnie się dostawiła. 7pkt.
5. Aport. Za wolno. Widziałam, że Tinker już robi to tylko, żeby zrobić, ale nie jest zadowolona. Jednak było prosto do celu i z powrotem, krzywe zakończenie. 7pkt.
6. Przeszkoda. Tinker dostawiła się, ale nie usiadła od razu. Reszta ok. 8pkt.
7. Zmiany pozycji. Było o wiele lepiej niż ostatnio. Wolne warowanie, ale bardzo ładny siad. 9pkt.

W rezultacie ocena bardzo dobra i miejsce 3.
 



(fot. Asia Szumer)