wtorek, 25 marca 2014

Ciężka praca w modelingu

Wczoraj przybył do nas nietypowy gość, który w moment skradł Mustakowe serce. O kim mowa? O Martynie Ożóg z Animal Snapshots, która odwiedziła nas w celach spacerowo, głaskankowo, fotograficznych ;) Psy były zachwycone z wizyty "nowej cioci", która jest bardzo pieskolubną osobą. Okazuje się, że z tego wspólnie spędzonego czasu wyszły istne czary! Na facebookowym profilu Martyny pojawiają się stopniowo coraz to nowe zdjęcia moich psiurów. Co tam będę się rozpisywać- zobaczcie sami, są naprawdę piękne!

Link do albumu ze zdjęciami na facebooku: Album Musto&Tinkerbell

A tu kilka ulubionych:




poniedziałek, 17 marca 2014

Seminarium obedience 15-16.03.2014

Wczoraj wróciłyśmy z seminarium obedience. Prowadziła je totalnie ceniona przeze mnie zawodniczka, czyli Asia Hewelt.
Jechałam na spotkanie z nią mając w głowie kilka pytań: Czy nasze zmiany pozycji już są tak sknocone, że nie ma dla nas ratunku? Co jest nie tak z moim sposobem nagradzania (bo widziałam, że zawalam sprawę)? Jak dopracować kontakt przy naszym zawracaniu? No i to był właśnie plan na weekend, którego realizacja miała mnie uszczęśliwić i pomóc w dalszych treningach. Stało się jednak trochę inaczej...

A mianowicie przepracowałyśmy to i jeszcze dużo więcej!!! Było fantastycznie. Takiej dawki informacji kompletnie się nie spodziewałam. Wracając miałam odczucie, że wszystkie moje dotychczasowe wątpliwości zostały rozwiane. Nawet te najmniejsze, o które czasem aż głupio zapytać. Także power do treningów jest we mnie ogromny, wrócił zapał i zabieram się za spisywanie planu na najbliższy miesiąc. Wstępnie zabieramy się za:
- Zmiany pozycji. Tym razem Konsekwentnie. I na małe części. Mój babol polega na tym, że nagradzałam też te gorsze wykonania, co poskutkowało tym, że Tinker myślała, że położenie się, to takie właśnie "na trzy razy". Także wiem jak i wszystko w moich rękach. Dodam też do ćwiczeń "pompki" na zmiany pozycji stania i leżenia.
- Obieganie tyczki.
- Wysyłanie do pachołka.
- Ćwiczenia na ładne złapanie aportu. Koziołek i jego chwycenie, to jedna z rzeczy, które dla Tinker są bardzo trudne. Mam wrażenie, że podczas biegu jest tak zachwycona tym, że zaraz dorwie koziołek, że zapomina w niego wcelować ;)
- Ogólnie dużo ćwiczeń na chodzenie przy nodze, zawracanie, skręty, chodzenie do tyłu.
- Zmiany pozycji w ruchu.
- A również dużo mojego chodzenia, bez psa. I ćwiczenia sensownego poruszania się, bo strasznie utrudniałam w tym sprawę Tinker- chodząc jak po kilku piwach ;)

To nie wszystko, poznałyśmy sposoby na niememlanie, ładne dostawianie i wiele innych. Także z seminarium wracałam z ogromną dawką pozytywnych emocji.

Przypomniałyśmy sobie też z Asią nasze pierwsze spotkanie na seminarium obi w Radziejowicach (marzec 2012 roku). Po swoim wejściu z Mustusiem, wyszłam z sali i pobeczałam się, nie mogąc sobie poradzić z tym, że moja praca z psem jest tak niezadowalająca. No i okazało się, że te seminaria są tak okropne, że spotkałyśmy się w ten weekend już czwarty raz- z moich obliczeń wynika, że łącznie przejechałam na seminaria do Asi około 4000 km! :)

A jak w tym wszystkim odnajdywała się Tinker? Prześmiesznie jak zawsze. Widać było, że dopisuje jej humorek i po prostu dobrze się bawi. Obrała sobie za cel pokazanie wszystkim, że mimo panującej teorii, labrador też wie co to znaczy być dynamicznym psem. Nie jest to szybkość teriera, ale oko się i tak cieszy na widok szalonego ogona i podskakującej labki.

Mam na to dowody w postaci nagrania zlepków z seminarium. Ogląda się je szybko, bo są ekhm... szybkie. No i sens czuć jedynie po włączeniu dźwięku ;)




wtorek, 11 marca 2014

2 urodziny Tinker

Dziś Dzwoneczek kończy 2 lata. Jak się okazuje, jest spełnieniem moich psich marzeń. Cierpliwa, pojętna, dobra. Tak, mogę z całą pewnością powiedzieć, że to taki dobry pies. Dzięki niej mogę próbować swoich sił w różnych dyscyplinach i wiem, że nawet jeśli nie będzie widowiskowo, to będzie wesoło. Wielu szczęśliwych lat Ty mój brzydki nochalu!



wtorek, 4 marca 2014

Komisarz na wagę złota

Od minionej soboty mam postanowienie- jeżdżąc na zawody, będę się dowiadywać wcześniej nie tylko o sędziego, ale i o komisarza! ;)

Zawody w Drzonkowie okazały się ogromną porażką. I nawet nie tyle, że mam na myśli nasz słaby wynik, ale również z powodu tego, co tam zobaczyłyśmy.

Po naszych ostatnich przebiegach podczas Turnieju OBI w Poznaniu, natchnęłam się turbopozytywnością w myśleniu o zawodach. Postanowiłam jak najszybciej udać się już na takie oficjalne, a co! Miałam w głowie wspaniały klimat, organizację, fantastyczną komisarz i świetną sędzinę, a także ludzi, których łączy wspólna pasja. Myślałam, że na takich zawodach mogłabym być co weekend! No i w tym miejscu wspaniały nastrój się kończy, bo 1 marca dotarłyśmy w towarzystwie Hani i Fiesty na zawody w Drzonkowie...

Nie wiem od czego zacząć. Może od miejsca? Starty odbywały się w namiocie o szerokości około 12 kroków. Czyli chodzenie przy nodze odbywało się praktycznie "po ścianach". Chwilę wcześniej skończyła się w nim wystawa, prawdopodobnie były na niej suki z cieczką, bo jeden z psów startujących w 1 po prostu nie był w stanie ogarnąć tego co się wokół niego dzieje. Ogólnie miejsce było BARDZO niesprzyjające startom. Wszystkie psy miały z nim problem, jedne mniejszy, inne większy. Przez bardzo ograniczoną przestrzeń praktycznie wchodziło się na "widzów". Ogólnie panował spory ścisk, takie miałam odczucie podczas swojego startu.

Kolejna sprawa, to KOMISARZ. A raczej jego brak. I to jest dla mnie w ogóle hitem tych zawodów. Po powrocie z Turnieju OBI miałam dużo przemyśleń na temat obecności komisarza podczas zawodów. Dla mnie osobiście obecność Asi Hewelt podczas naszego startu w Poznaniu była nieoceniona! Była dla mnie wsparciem, poprawiała nastrój, ale także informowała dokładnie o tym co się zaraz wydarzy- jest to bardzo ważne w momencie, kiedy skupiam się na psie, a ze stresu nie pamiętam jakie jest następne ćwiczenie. Także wnioski miałam jasne: komisarz na zawodach jest równie ważny jak sędzia.
Wizyta na zawodach w Drzonkowie ukazała mi inny obraz tego jaki komisarz "może być", albo co się dzieje, jeśli go w ogóle nie ma...
W regulaminie obedience jasno jest napisane, że na podczas startu sędziemu ma asystować "komisarz ringu oraz sekretarz", na zawodach w Drzonkowie był "komisarzosekretarz" w postaci jednej osoby.
Następnie w regulaminie czytamy: "Polecenia sędziego oraz wszystkie polecenia dotyczące przebiegu ćwiczeń przekazywane są przez komisarza ringu (...) Przewodnik wprowadza psa na plac ćwiczeń w klasie 0 na smyczy, którą odpina na polecenie komisarza, oddaje komisarzowi ringu i odbiera po zakończeniu programu, względnie przewiesza ją przez lewe ramię na prawo w dół".
Jak było w tym przypadku? Komisarzosekretarz był przekonany, że polecenia wydaje sędzia, więc nie odzywał się podczas startów- w praktyce okazało się, że sędzia też niewiele mówił, bo przecież to rola komisarza. Podczas odprawy komisarzosekretarz nie wiedział, że podczas chodzenia przy nodze, należy się w połowie trasy zatrzymać.
No ale mnie wgniótł w podłogę moment, kiedy odpięłam smycz, żeby zacząć z Tinker zostawanie... Przekonana, że robię dobrze wyciągnęłam w stronę komisarzosekretarza rękę, żeby podać mu smycz, a w odpowiedzi usłyszałam oburzony głos: "Oczywiście, że nie może mi pani dać smyczy, proszę sobie ją przewiesić przez ramię!"- no tak, bo przecież Pan komisarzosekretarz nie jest żadnym "trzymaczem", ani "podawaczem", jest Jaśnie Komisarzosekretarzem! No i zaczęły się schody, bo zgłupiałam, zdenerwowałam się i stwierdziłam, że to co tu się dzieje, jest niemożliwe. A jednak...było możliwe. Pozostali zawodnicy, nauczeni moim opierniczem ze strony Jaśnie Pana, grzecznie przewieszali smycze przez ramię lub rzucali je na ziemię. Dzielnie dygali po swoje koziołki na drugi koniec namiotu ze swoimi zdezorientowanymi psami, a także grzecznie odnosili je na miejsce w takim stresie, że nie pamiętali gdzie położyli smycze. W innych przypadkach zdezorientowane psy podnosiły z ziemi pozostawione wcześniej w pośpiechu koziołki. No i tym sposobem w bardzo NIE przemiłej atmosferze minęły nam zawody. W związku ze swoim zdenerwowaniem na tą sytuację i tym, że zawsze pluje sobie w brodę, że czegoś komuś nie powiedziałam, a mogłam- po to żeby nie wracać do domu z myślami, dlaczego nic nie powiedziałam szanownemu komisarzosekretarzowi- poszłam na pogawędkę. Mówię, że nie w porządku było jego zachowanie, bo w regulaminie jest jasno napisane, że mogę oddać mu smycz na czas startu. No i ku mojemu zdziwieniu (a może zażenowaniu?) dowiedziałam się, że ów Pan nie zna dobrze regulaminu, bo "nie był na zawodach obedience kilka lat i nikt inny nie chciał komisarzować podczas tych zawodów, więc on musiał".
Pozostawiam to bez dalszych komentarzy.

Teraz o naszym starcie. Było kiepściutko. Tinker bardzo niepewnie czuła się w namiocie. Nie była zadowolonym labradorem. No widziałam, że żadna z nas nie czuje się dobrze w sytuacji, w której się znalazłyśmy.

1. Socjalizacja- było fantastycznie. Trochę krzywo usiadła, ale utrzymała pozycję, wyczekała sędziowskie głaskanki. Jestem bardzo zadowolona (socjalizacja śni mi się po nocach- Tinker skacze na sędziego i liże go po twarzy :P ). 9,5pkt.
2. Zostawanie. Tu zaczęły się schody, bo ja się zgasiłam odmową komisarzosekretarza, więc zakręcona wydałam komendę do położenia się i odeszłam. Stoję i stoję, patrzę na minę Hani, która znajdowała się na przeciwko mnie i już wiem co się stało. Tinker wstała! Cieszę się, że nie byłam sama na tych zawodach, bo mam wrażenie, że sędzia w ogóle nie miał zamiaru poinformować mnie o tym co się stało. Odwróciłam się więc sama i wróciłam do panny foczki. Okazało się, że po moim odejściu Tinker czegoś się wystraszyła, podniosła się, odeszła kilka kroków w bok i usiadła. Już wcześniej wiedziałam, że coś dziwnego jest przy tym pachołku, ale nie spodziewałam się takiego numeru. 0 pkt.
3. Chodzenie przy nodze bez smyczy i na smyczy. Jak dla mnie całkiem nieźle. Jestem zadowolona. Czułam, że mamy kontakt, a foczka jakoś szczególnie nie odpływa. 8pkt. za każde.
4. Przywołanie. Zaczynało się ono od feralnego pachołka do zostawania. No i co się wydarzyło? Tinker została, ale przywołana ominęła go szerokim łukiem. Dobiegła i ładnie się dostawiła. 7pkt.
5. Aport. Za wolno. Widziałam, że Tinker już robi to tylko, żeby zrobić, ale nie jest zadowolona. Jednak było prosto do celu i z powrotem, krzywe zakończenie. 7pkt.
6. Przeszkoda. Tinker dostawiła się, ale nie usiadła od razu. Reszta ok. 8pkt.
7. Zmiany pozycji. Było o wiele lepiej niż ostatnio. Wolne warowanie, ale bardzo ładny siad. 9pkt.

W rezultacie ocena bardzo dobra i miejsce 3.
 



(fot. Asia Szumer)

wtorek, 25 lutego 2014

I OBI Turniej, Poznań 16.02.2014

No i czego dowiedzieliśmy się w niedzielę? Ano tego, że surowe jajko nie pomaga na memlanie ;) Niestety aport pozostawia wiele do życzenia.

Natomiast I OBI Turniej okazał się bardzo ciekawym doświadczeniem. Sam klimat panujący podczas trwania przebiegów był fantastyczny! Także jesteśmy zdecydowanie na TAK, piszemy się na kolejne treningowe zawody i polecamy wszystkim.

Jak nam poszło? Chyba całkiem nieźle, bo Tinker zajęła drugie miejsce w I OBI turnieju! Radość moja była ogromna i szok z tym związany również.
Z samego startu jestem zadowolona tylko po części. Zacznę od plusów: mam wrażenie, że Tinker pracowała bardzo radośnie, a jej motywacja utrzymywała się na takim samym poziomie- także bardzo mnie to cieszy!

1. Dużym zdziwieniem okazała się dla mnie socjalizacja. Byłam przekonana, że przy labradorowym pobudzeniu każdą nowo poznaną osobą, nie mamy szans na utrzymanie pozycji przy nodze. Ba! Obawiałam się skoku na sędziego! Jak to jednak w życiu bywa, Tinker zaskoczyła mnie po raz kolejny, nawet nie drgnęła- 10pkt. na 10!
2. Zostawanie. To była jedna z najdłuższych minut w moim życiu ;) Cały czas zastanawiałam się, czy nie zobaczę przed sobą mojego psa, który z nudów przyszedł "spytać" co robimy dalej. Wytrzymała i tylko lekko drgnęła zadkiem przez ten cały czas. No i zaskoczyła mnie pięknym siadem na koniec- 10pkt. na 10.
3. Jestem bardzo zadowolona z jej chodzenia przy nodze, bo jest to nasz słaby punkt- miałyśmy problemy z koncentracją, bo labradora bardzo interesuje otaczający go świat :) Tym razem poszło naprawdę zadowalająco. Z oceny wynika, że z boku też nie wyglądało to najgorzej- 2x 9,5pkt. na 10.

No i w tym momencie zaczyna się już inna historia. Czyli na jaw wyszło wszystko to, czego nie przepracowywałyśmy, bo Tinker nie chciała kłaść się i siadać na mokrej ziemi... Czyli warowanie i dostawianie się do nogi posypało nam się totalnie. I to we wszystkich kolejnych ćwiczeniach.
4. Przywołanie: nie położyła się do końca. A ja zauważyłam to dopiero jak odeszłam do pachołka i odwróciłam się w jej stronę. Zawisła nad ziemią! No i mało tego, nie dostawiła się natychmiast po powrocie do nogi- 9pkt. na 10.
5. Aport: nie spodziewałam się, ale poderwała mi się do koziołka. No i powrót brzydki z krzywym siadem, mam wrażenie też, że memlała- 18pkt. na 20.
6. Skok przez przeszkodę: wskoczyła NA przeszkodę, a następnie NA mnie!- 8pkt. na 10.
7. Zmiana pozycji: tyle to ćwiczyłyśmy...a w rezultacie okazały się i tak totalnie wolne- 9pkt. na 10.

Także przed nami jeszcze mnóstwo pracy.

Tyle z mojej pisaniny, oto nagranie z naszego startu:




 (fot. Asia Szumer)

wtorek, 11 lutego 2014

Już za 5 dni...

...turniej obi. A my nadal na bardzo niezadowalającym poziomie.
Odkryłam również niedawno, że Tinker nie ma zamiaru posadzić tyłka na trawie po zimowych roztopach. Moje wszelkie próby namówienia jej na posadzenie czterech liter zakończyły się "pupą wiszącą w powietrzu"... Tym samym chyba sobie nawet popsułyśmy siadanie po przywołaniu, siadanie z koziołkiem, siadanie po zatrzymaniu...AAAaaaaa masakra!!

Potrzeba matką wynalazku, więc wymyśliłam sposób na ćwiczenie braku memlania u labradora. Surowe jajko! Przygotowałam 10 sztuk i wzięłyśmy się do roboty.
Podsumowując:
- 10 jajek do wykorzystania.
- 1 jajko przegryzione.
- 8 jajek uratowanych.
- 1 jajko zjedzone po zrealizowaniu misji.

Mamy relację z naszych ćwiczeń:




Tinker surowego jajka nie memla, ale jak będzie z aportem?! Tego dowiemy się w niedzielę...

(fot. Asia Szumer)


wtorek, 21 stycznia 2014

Zimowe przygotowania

    Nie napiszę, że mamy teraz bardzo aktywny czas szkoleniowy. Oj nieeee ;)
W związku z moją ciepłolubnością, kombinuję co ćwiczyć, żeby nie robić tego na śniegu i w mrozie.
Pomyślałam więc, że to doskonały czas na zabranie się za to, co wcześniej pozostawało na dalekim planie i było przeze mnie bardzo zaniedbane- SZCZEGÓŁY.
Przeglądając ostatnio różne nagrania obikowe w sieci utwierdziłam się w przekonaniu, że labrador z racji swojej budowy ciała, nie jest w stanie osiągnąć porażających szybkości i powalającego na kolana wyrazu- nie ubolewam nad tym, wiedziałam o tym zanim Tinker do mnie trafiła- dlatego wpadłam na to, że skoro nie będzie się na nas patrzyło jak na zwrotne i lekkie łyżwiarki, to może chociaż jak na dokładne narciarki biegowe ;)
Tak jak postanowiłam, tak też zrobiłam i zaczęłyśmy ćwiczenia od samych podstaw. A dokładnie:

- Od pracy nad ładnymi zmianami pozycji. Na sierpniowym seminarium pod Warszawą u dziewczyn z ALTO, walczyłyśmy z Olą Brzozowską nad równym położeniem się i siadem Tinker. Niestety wydawało się to wręcz niemożliwe- nie była ona w stanie położyć się na sfinksa, tak jakby budowała jej ciała na to nie pozwalała- i teraz pytanie do osób, które miały okazję pracować z labradorem, czy też mieliście takie spostrzeżenia? Po powrocie do domu już na następny dzień byłyśmy na prześwietleniu bioder, żeby sprawdzić, czy powód nie leży w kwestiach zdrowotnych. Biodra na szczęście okazały się zdrowe, więc dalej kombinowałam co zrobić?! Zabierałam się do tego małymi kroczkami i w końcu się udało! Potwierdza się teoria, że: o wiele trudniej coś odpracować, niż nauczyć od początku ;)

- Kolejnym naszym problemem było memlanie aportu. Przekonałam się o tym na październikowym egzaminie PT1. Tinker wystartowała po koziołek z pasją (czyli swoim biegiem, który nie zmienił się od ukończenia przez nią 4 miesiąca życia :P), chwyciła aport i wróciła memlając go. Także uważam, że to moje kolejne zaniedbanie i pracujemy teraz nad spokojnym trzymaniem. Zależy mi na tym, żeby potrafiła opanować emocje podczas trzymania koziołka. Ćwiczymy to na różne sposoby i w różnych kombinacjach, ale przede wszystkim wałkujemy czarodziejską samokontrolę :)

Nagranie z dłubania szczegółów:




Nastęnym moim celem było nauczenie Tinker nowej komendy na zostawanie- pozazdrościłam poniektórym, których widziałam na nagraniach (Taflon, Elmo, Flicka- dzięki!) no i postanowiłam spróbować z labradorem. A w związku z tym, że przyświeca mi cel: "labrador też potrafi!", to robiłyśmy sobie uroczą płaszczkę przez kilka dni i mamy to! Oczywiście w wersji bardzo demo i jeszcze dużo pracy przed nami, żeby trochę wyprostować to leżenie i żeby w tej pozycji Tinker zostawała na długo, ale zarys już jest :)

Na nagraniu krok po kroku, jak przebiegała u nas nauka tej pozycji:




Bardzo dużo jeszcze pracy przed nami. Wciąż mam wrażenie, że nie jesteśmy wystarczająco przygotowane do obi 0 i wymyślam wciąż nowe powody na to i moje z czegoś niezadowolenia. Jednak słowo się rzekło i 16 lutego startujemy w I Przebiegach Treningowych pod Poznaniem.

Ale! Ale! Nasza ekipa liczy mnie i dwa psy! Więc co u Mustusia?!
Zawsze jak o nim piszę, to pojawia mi się uśmiech na twarzy- bo to bardzo uroczo niegrzeczny chłopak. Mustuś dzielnie ćwiczy teraz skakanie przez przeszkodę i obieganie tyczki od slalomu. A w domu uczy się spokojnie zachowywać podczas tego, jak Tinker ćwiczy- idzie mu już coraz lepiej. Także pracujemy u niego nad pracą w jak najniższym pobudzeniu. Trochę bawimy się też w kształtowanie, ale przez jego emocje idzie nam to dość opornie- sesje muszą być jak najkrótsze, żeby jego mózg nie wyłączył się kompletnie. Radzi sobie już jednak coraz lepiej :) Wróżę mu karierę za jakieś....ekhm 5 lat :P

Dziubanie, dziubaniem, ale zajmują nam głowę też sprawy poważniejsze i śnieg nam w nich nie przeszkadza- przygotowujemy się do egzaminów terenowych klasy 0. W niedzielę odbył się fantastyczny trening z fantastycznymi ludźmi :) Sekcja Poszukiwawczo Ratownicza OSP Wołczkowo

(fot. Bartosz Mateńko)

środa, 8 stycznia 2014

Wejście w Nowy Rok 2014

W rok 2014 wchodzimy pełni zapału do pracy i naładowani pozytywną energią.

Planów na nowy rok nam nie brakuje. Począwszy od egzaminów terenowych klasy 0 i 1 zarówno z Musto, jak i Tinker. Kończywszy na jak najliczniejszych seminariach i szkoleniach, na które zamierzam dotrzeć z włochaczami. Mam nadzieję też pojawić się w końcu na zawodach obedience z labradorką- klasy 0 nie odpuszczę, a później zobaczymy.
Relacje będą pojawiać się tutaj z pewnością na bieżąco.

A skoro wkraczamy pełni zapału, to i pojawiło się nagranie z jednego z naszych treningów! Oto on:



W końcu widzę, że poprawia nam się kontakt. Dłubanie w pozycjach też przynosi efekty, co bardzo mnie cieszy. No a najbardziej zszokowała mnie celność Tinkerki w stosunku do koziołka- to musi być Dobry Rok! :)


Rok 2013

Rok 2013 już za nami.

Trochę się u nas działo:

20.10.2013 Dziś Tinker zdała egzamin PT1- ocena doskonała i 192 punkty. Sędzia Tadeusz Roszkiewicz. Dzielna suczka dała z siebie naprawdę wiele. Nie straciła motywacji, była skupiona mimo psów w bliskiej odległości. I co dla mnie niesamowicie istotne- cały czas pracowała radośnie!



02.10.2013 Tinker w obiektywie Magdy Stodułko.



30.09.2013 Zakończyliśmy aktywne wyjazdowo wakacje. Było dużo biegania, pływania i wszystkiego co nasza psio-ludzka rodzina lubi najbardziej.




25.08.2013 Egzaminy psów ratowniczych w Gdańsku.
Musto uzyskał licencję terenową klasy 0 wydaną przez Państwową Straż Pożarną!
To był dla nas Wielki dzień!!!
Musto, to pierwszy pies ratowniczy meldujący w województwie zachodniopomorskim, certyfikowany przez KG PSP specjalności terenowej 0 klasy.



6.08.2013 Dziś zrobiliśmy prześwietlenie- Biodra Tinker są w zdrowe!



3-4.08.2013 W Radziejowicach koło Warszawy odbyło się seminarium obedience prowadzone przez Asię Hewelt i Olę Brzozowską, a organizowane przez dziewczyny z Alto. Razem z Tinker dzielnie w nim uczestniczyłyśmy i utwierdzałyśmy się w przekonaniu (a raczej ja się utwierdzałam), że labrador też potrafi. Był to bardzo wesoło spędzony weekend w totalnie "spsiałym" towarzystwie.
Także pełne zapału do dalszej pracy wróciłyśmy do domu.



2.08.2013  Dzień przed seminarium obi razem z ALTOwą ekipą wybraliśmy się na wspólny trening. Zaczęło się od tego co labradory lubią najbardziej, czyli...wodyyyy.



14-18.05.2013 Razem z Mustą i Tinker uzupełnialiśmy naszą wiedzę w Wydziale Szkolenia Specjalistycznych Grup Ratowniczych w Nowym Sączu podczas Warsztatów Szkolenia psów Ratowniczych.


10.03.2013 Tinker skończyła rok. Nasze wspólne 10 miesięcy minęło bardzo szybko. Bywało różnie, ale liczy się efekt (jeszcze niekońcowy), a ten jest dla mnie zadowalający. Tinker jest moim ukochanym przydupaskiem, małym szaleńcem i wcale nie jest histeryczką (do czego miała skłonności jako szczyl i czego się obawiałam). Jest niesamowicie pojętną suczką, chętną do pracy z człowiekiem i zawsze na nią gotową. No i gabaryty ma istnie nielabradorze, co mnie osobiście bardzo cieszy. Czas pokaże co jeszcze drzemie w tym małym biszkoptowym ciałku i co wyniknie z dalszego szkolenia (mam nadzieje, że egzamin I stopnia specjalności terenowej), ale już dziś mogę napisać, że...jest po prostu świetna! Tylko łapy mogłaby mieć dłuższe :P
Z tej okazji przygotowałam dla niej pamiątkowy filmik. Zapraszam do oglądania:




11.02.2013 Wesoła plażowa ekipa. Czyli pierwszy zmontowany przeze mnie filmik ever!